5.09
Mój plan lekcji (który zmieniam w poniedziałek):
- IB Math studies
- IB Advanced biology (haha.)
- Spanish 1
- Orchestra
- Lunch
- IB Contemporary History
- IB American Literature
- Choir
Miałam sobie nie iść do szkoły i
słodko pospać ( bo oczywiście jet laga nie ma akurat wtedy kiedy muszę wcześnie
wstawać), ale o godzinie 8 Lefty wszedł do mojego pokoju, brutalnie mnie obudził i powiedział,
że z Inken załatwione, więc możemy iść do szkoły. Z wielką niechęcią się zebrałam i w Cse High
School byłam na 3 lekcję.
Hiszpański mam głównie z freshman’ami
(9 klasą), gdyż jest to pierwsza grupa, która nigdy w życiu nie uczyła się tego
języka. Jak ja. Było wesoło, Buenos dias joven, taka sytuacja.
Jeden chłopak myślał,
że Tokio jest w Chinach (Y). A jedna z dziewczyn spała z głową na ławce.
Nauczycielka od orkiestry jest
moim mistrzem. Kocha swoje dwa psy, jej
suczka niedawno się oszczeniła, a ona dostała fioła na punkcie młodych. Tak
wielkiego, że wystukując rytm, przez całą lekcję patrzy w laptopa z kamerka
internetową żeby móc obserwować swoje pieski w ich koszyczku w domu.
Wszystko to skutkuje tym, że nikt
nic nie umie, każdy gra co chce a jej i
tak się podoba. Jakiś chłopak z wielkim afro całą lekcję siedział z
grzebyczkiem i czesał włosy.
Poznałam Jennę ( jedne z niewielu
imion, które pamiętam ) cheerleaderkę, która zaoferowała mi siedzenie ze sobą na
lunchu. Poznałam też jej przyjaciółkę, kapitan zespołu i może uda mi się wcisnąć
do drużyny ^_^
Na historii było ciekawie, i
nauczycielka jest naprawdę świetna. Mimo, że wszystko to już przerabiałam w
Polsce to i tak musze się wysilać, bo wymagana ode mnie jest własna opinia i
umiejętnośc jej uargumentowania ;_;
Najbardziej hardcorowy okazał się
angielski (bo oczywiście wzięłam sobie najtrudniejszy). Dużo pisania i
czytania, a na zadanie domowe jakieś 136 definicji i cytaty :P Dostałam też do
czytania „Na wschód od Edenu” i NIE ROZUMIEM NIC. Ten stary język angielski
jest nie do ogarnięcia, więc tylko patrzę się w książkę ze smutnym wyrazem
twarzy.
Najprawdopodobniej zamieniam
orkiestrę na drama i teatr po lekcjach bo poznałam parę osób stamtąd i są
baaardzo sympatyczni, tzw. Moi ludzie :3. Jeśli chodzi o imiona to pamiętam
tylko Jimmy’ego, który jest ze mną też na angielskim, ale byłam w szkole
dopiero jeden dzień, więc nie można ode mnie wymagać zbyt wiele.
Cristian powiedział, że opowie mi, kto w
szkole jest popularny, więc dobrze, bo swoje miejsce w hierarchii trzeba znać
xD
Podsumowując, amerykańska szkoła
wygląda tak jak na filmach. Całkowity luz, swag i brak jakiejkolwiek chęci do
robienia czegokolwiek. Nie wiem czy mi się to podoba, ale na pewno jest inaczej
i ciekawiej niż w Polsce.
6.09
NAJLEPSZY DZIEŃ.
O godzinie 9 wyruszyliśmy do
Chicago na całodniową wycieczkę (YAAAAAAAAAY). W samochodzie słuchałyśmy z
Inken muzyki, ale gdy zobaczyłyśmy wieżowce w oddali to nie wytrzymałyśmy i
zaczęłyśmy piszczeć. Największy zaciesz w historii zacieszów. Zdjęcia
trzaskałyśmy jak szalone.
Byłam tak podekscytowana i
naprawdę, nie zawiodłam się. Chicago to najlepsze miasto w jakim do tej pory
byłam. Jest N-I-E-S-A-M-O-W-I-T-E. Koniec, kropka.
Najpierw poszłyśmy z Inken na
Skydeck, Willis Tower. To budynek, który przez 24 lata był najwyższy na świecie
(coś ok. 485 metrów). Czekałyśmy półtorej godziny w kolejce i żeby wjechać na
samą górę musiałyśmy przejść przez bramki jak na lotnisku. Było warto.
Obejrzałyśmy 7- minutowy film o historii Chicago i weszłyśmy do pomieszczenia z
widokiem 360 stopni na miasto. Potem do
takiego ze szklaną podłogą, więc praktycznie wisiałyśmy nad ziemią. Byłam
przerażona xD
Po zjechaniu na dół zjadłyśmy
prawdziwe Chicago dogi. Mniam, ale nie dają do nich ketchupu, tylko musztardę.
Dziwne.
Było też stoisko przy którym
panie dawały spróbować różnych chicagowskich ciast. Ja zrobiłam sobie wstyd, bo
wzięłam całe do ręki, a okazało się, że trzeba poczekać, aż ekspedientka odkroi
malusi kawałek ;_;(zaczęły się ze mnie śmiać). Nawet nie szło się podegustować.
Później główna atrakcja, czyli
trzygodzinna wycieczka po Chicago na dachu autobusu. Widziałam wszystkie
największe i najciekawsze miejsca, jezioro Michigan i robiłam zdjęcia jak
szalona, a przewodników miałam świetnych i zabawnych.
Taka ciekawostka, w
akwarium chicagowskim jest najstarsza ryba na świecie- jest w nim od 1933 roku.
#szacunek.
Miałam też dostać darmowy popcorn
i batonika, ale Lefty zabronił nam wysiadać z autobusu na przystankach, więc
kiedy podróż się skończyła byłyśmy bardzo głodne. Poszliśmy zjeść do
oryginalnego, niesamowitego miejsca, którego nie znalazłabym nigdzie indziej-
McDonalda ( po dwa na każdej ulicy. Starbucksów było po trzy).
Nie udało mi się spróbować kultowej deep dish pizzy. Następnym razem.
6 września nigdy nie zapomnę. Once
again, uwielbiam Chicago, jego atmosferę i wszystko inne. Kiedyś tam zamieszkam.
Można sobie wypożyczać rowery *O* |
7.09
Ten dzień nie był zbyt pasjonujący.
Przez pierwsze parę godzin po obudzeniu się robiłyśmy z Inken zadania domowe.
Ja próbowałam czytać to cudowne „Na wschód od Edenu” ( wciąż nie rozumiem), a
Inken uczyła się do testu z chemii. Podziwiam ją, że jeszcze nie pozbyła się tego
przedmiotu. W poniedziałek ma sprawdzian z ewakuacji w razie pożaru i tego jak
należy być ubranym podczas pracy w gabinecie chemicznym (dwie strony A4).
Teraz już wiem, że gdy się podpalę
powinnam krzyczeć: Code one, code one!
O 15 wyruszyliśmy do kościoła
protestanckiego. Msza zaczynała się o 17. Było dużo śpiewania i rozmowy.
Później było jedzenie (Tak jest chyba co niedzielę) i jakieśs gry. W sumie
spędziłam tam około 5 godzin i nie żałuję. Miałam możliwość spotkać znajomych z
pikniku i pobyć z tą wielką społecznością, w której każdy jest dla siebie jak
rodzina. Ci ludzie są zupełnie różni, a jednak są bardzo blisko i rozumieją się
jak nikt inny. Mają w sobie mnóstwo radości i ciepła ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz