Zaczęło się od czytania blogów. Wymiana do USA wydawała mi się czymś niesamowitym, ale zupełnie nie dla mnie. Poszłam do rodziców i opowiedziałam im o tym jak o "całkiem fajnej sprawie". Przyjęli to z dosyć dużą dozą pobłażliwości: Gdzie tam Marysia! Ona z trudem robi sobie kanapkę! Ale w gdzieś w grudniu 2013 roku zaczęłam myśleć o tym na serio (AM I THE CHOSEN ONE!?). Rodzice nie mieli specjalnych obiekcji czy zastrzeżeń, oprócz, oczywiście, odległości (bo może wolałabym do Anglii) i wyjazdu w pierwszej klasie liceum. Ale z tym się już dogadaliśmy :D
Właściwie to nie zdawałam sobie sprawy, że naprawdę mam możliwość wyjechać do AMERYKI, KRAJU ZZA OCEANU, aż do paru dni przed pójściem na rozmowy kwalifikacyjne do dwóch biur: JPEdukacja i Almatur (w końcu zdecydowałam się na to pierwsze). Napisałam test SLEP (x2). Udało się. Umowa od wtorku podpisana. Ale wciąż nie mogę uwierzyć, że to się naprawdę wydarzy. Że moi znajomi pójdą do liceów w Polsce jak gdyby nigdy nic, a ja zanurzę się w zupełnie nowy świat. Gdy myślę o tym, że za pół roku zostawię swoją rodzinę i przyjaciół na 10 MIESIĘCY, zamieszkam z zupełnie nowymi, obcymi ludźmi, a mój angielski zrobi się taki SŁEG XD to mam wrażenie, że oglądam się z boku, takie to wszystko nierealne. Nie wiem, czy na blogu będę opisywać tylko swoje dni z pobytu w USA, czy może coś jeszcze, WHO KNOWS. Jedno jest pewne- dostałam od moich supermegahiperniesamowitych rodziców szansę, którą ma nie każdy i zamierzam ją w pełni wykorzystać. Mam na imię Marysia, a przyszły rok będzie największą przygodą mojego życia.